Świat wstrzymał oddech. Wdech… Tragedia przeplata się teraz z niespotykanym dotąd spokojem. I ciszą. Zdarzenie, które zatrzymało każdego z nas i wybiło z rytmu tykającego zegarka. Przy budzącej się do życia przyrodzie, budziła się przecież energia do działań i odważnych pomysłów. Nowa praca, nowe działania, lepsze decyzje, wszystko miało się zacząć już za chwilę, wraz z ciepłymi wiosennymi porankami, gdy tylko będziemy gotowi. I byliśmy gotowi. Nasze stopy oparte były przecież o blok startowy, mięśnie napięte, koszulka poprawiona, wzrok skupiony na celu, jakby wpatrzony w horyzont możliwości. I nagle nam to odebrano. Bez pytania i przyzwolenia. Gwałtownie wyrwano nas z tego transu i wsadzono do mieszkań. Każdego z nas. Na chwilę, na 2 tygodnie, na dłuższy czas…
Dziwny to stan. Zatrzymał każdego. Mnie też – na kilka dni, w lęku i zagubieniu. W tym lęku wyrasta jednak coś pięknego. Poczucie wspólnoty, odpowiedzialności, wyciszenia i radości ze wspólnego rodzinnego gotowania.
Ten czas jest inny. Jakby inaczej smakuje. Ten czas ma w sobie pewną refleksję i przynosi ze sobą kontemplację – nad życiem, sensem, wartościami i nawykami dnia codziennego. I właśnie o tych nawykach dzisiaj słów kilka. Bo zaczęłam się zastanawiać, jakie są sposoby na utrwalenie w sobie nawyku regularnego pisania postów na blogu. To nie jest przecież moja praca zawodowa. Na co dzień pracuję w korporacji przy dużych projektach marketingowych, a po całym dniu wytężonych spotkań, rozmów i ustaleń, czasami nie mam zwyczajnie sił, żeby wieczorem odpalić kompa i podzielić się swoją wiedzą. Potrzeba pisania i dzielenia się tą wiedzą jest jednak tak silna, że wychodzi ze mnie każdym skrawkiem ciała. Poddałam się temu i chcę z tym płynąć przed siebie.
Co jest zatem kluczem do regularności w blogowaniu? Co może być nagrodą, która motywowałaby do ciągłego pisania? Może komentarz czytającego? Może reakcja i słowo uznania? Ale czy za tym nie stoi chęć akceptacji? I tu pojawia się pytania: czy to jest moim celem, czy tego potrzebuję? Raczej nie, raczej w drugą stronę – ja po prostu lubię dzielić się swoją wiedzą, bo spędziłam wiele godzin na doskonaleniu, wyszukiwaniu różnych rozwiązań i dlaczego miałabym nie podzielić się tym z innymi, pokazać innej perspektywy, połączyć z inną branżą i w ten sposób znaleźć nowe podejście do tematu. Lubię to. Więc komentarz odbiorcy nie może być moim celem czy nagrodą za napisanie tekstu. To tak nie działa. Zresztą, na to przecież nie mam wpływu. Każdy może przeczytać, ale nie musi odpowiadać, nie musi pokazywać wirtualnej reakcji, bo – jak chyba większość z nas – może po prostu być zmęczony natłokiem trafiających do nas komunikatów i treści. Sztuką jest przecież połapać się co jest wartościowe i co nas wzbogaca, a co jest tylko zbitkiem sztywnych definicji, spisanych z podręcznika marketingu internetowego.
Szukam więc dalej. Co może być wyzwalaczem do podniesienia się, otworzenia komputera i rozpoczęcia pisania? Bo przecież koncept jest, harmonogram postów jest, wiedza też jest. To jak do tego podejść? Da się to w ogóle zaplanować? Nikt mi przecież nie płaci za napisanie tekstów albo za radę, którą się podzielę na blogu. O! może powinnam sama sobie płacić za każdy napisany tekst? może powinnam zawrzeć sama ze sobą umowę, że za każdy napisany tekst, odkładam 10 zł do skarbonki, a pod koniec roku z tych pieniędzy robię sobie super ekstra zakup? Może jakaś odjazdowa kiecka, albo te cholernie drogie buty z cholewkami, o których zawsze marzyłam. Może to jest właśnie dobry sposób? Jak myślicie?
Już raz udało mi się podobnym sposobem zebrać pieniądze na realizację marzenia. Liczyła się wytrwałość. Odkładałam każde 5 zł, które wpadło do portfela. Każde 5 zł, bez wyjątku. Po dwóch latach uzbierałam naprawdę sporą kwotę i zrealizowałam marzenie – kurs na prawo jazdy na motocykl. No i zrobiłam to. Pamiętam do dzisiaj, jak z ciężkim woreczkiem, pełnym 5-cio złotówek poszłam do banku i jak Pani musiała wyciągnąć z szuflady maszynę do liczenia monet, a ja cieszyłam się jak małe dziecko. No bo kto przychodzi z taką ilością drobniaków do banku? 😀
Co ciekawe, zauważyłam, że mam już swój rytm pisania. Pierwszy moment, kiedy siadam przed pustą kartką, jest przerażający. Tak trudno uchwycić pierwsze słowo i zdanie, które będzie mogło poprowadzić całą wypowiedź. To nie jest łatwe. Przynajmniej dla mnie nie jest i wciąż się tego uczę. Ale jak ruszę z pisaniem, to nagle słowa wychodzą spod palców, a ja zanurzam się w ich znaczeniu. Czasami zatracam się w tym tak bardzo, że nie dostrzegam upływających minut na zegarku. Uwielbiam ten stan.
Spoglądając na cały proces, widzę jak bardzo potrzebowałam również przełamania rutyny dnia codziennego. Pomogło mi bieganie. Pretekstem był bieg na 10 km – i był tu 1 warunek: gdy stanę w szeregu biegaczy, koleżanka z pracy miała przebrać się w strój pikachu. Podjęłam wyzwanie i pewnego dnia po prostu ubrałam buty sportowe i wyszłam na dwór. Tak zwyczajnie, przewietrzyć umysł po intensywnym dniu w pracy. Ulga dla rozbieganych myśli. Na początku było 10 minut, ledwo ze złapanym tchem i kolką u boku. Ale 2 dni później znowu tego potrzebowałam, takiej chwili dla siebie. Pamiętam te pierwsze biegi – późno, ciemno i zimno. Ale było w tym coś magicznego, rodzaj medytacji, skupienia się na oddechu, bez myślenia i analizowania. Liczył się bieg i każdy kolejny metr, byle do następnego słupka, byle do zakrętu, z każdym biegiem przesuwając tę granicę, gdzie mogę ukończyć wysiłek. To była dla mnie ogromna praca, wychodzenie ze strefy komfortu, walczenie z ciałem i lenistwem.
Bieg miał odbyć się w zeszłą niedzielę, 15 marca. Niestety zawody przesunięte. Nie przebiegłam tych 10 km. Nie wiem też czy byłam gotowa. Jestem jednak ogromnie wdzięczna, bo miałam duże wsparcie znajomych, którzy kibicowali mi przez cały proces i dzielili się cennymi radami. Dziękuję Wam!
Akcja #zostańwdomu zatrzymała moje treningi, ale nie zatrzymała pasji, którą złapałam. Bieganie nauczyło mnie konsekwencji. Pokazało, że to właśnie konsekwencja i wytrwałość przynosi pożądane efekty. Nie wszystko da się osiągnąć od razu. Nie od razu zostanę przecież poczytnym blogerem, który skupi wokół siebie tysiące czytelników i osób, które chcą się uczyć, zdobywać wiedzę, poszerzać refleksję i dzielić własnym doświadczeniem. Cierpliwie czekam. Każdy kolejny wpis to kolejny metr na mojej mapie i drodze w tym maratonie blogowania. Enjoy!
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.